Jeden ze znajomych profesorów powiedział mi, że zawsze ma gotowe odpowiedzi na wszystko. Pomyślałem – Boże, ileż mu to musi zajmować miejsca w głowie. Przecież istnieją miliony pytań…
Ja tam gotowych odpowiedzi nie zbieram. Wolę przechowywać w pamięci takie historie jak pierwsza randka w przedszkolu, kiedy to siedziałem z prześliczną Dorotką pod stołem, a wszyscy nas szukali. Albo jak w szkole podstawowej biłem się po lekcjach z wyższym ode mnie – wydawało się – silniejszym Andrzejem i tę bójkę wygrałem, co pozwoliło wstąpić na jakiś czas do szkolnej elity twardzieli. Czy też zdarzenie z czasów liceum, kiedy wróciłem do domu po raz pierwszy w tak zwanym upojeniu alkoholowym i Ojciec przechował mnie w sypialni, mówiąc Mamie, że sie czymś zatrułem. A ja musiałem się wtedy upić, bo szło o honor i o dziewczynę… Tacy bywamy – honorowi nawet w wieku szczenięcym.

Ale żeby w głowie trzymać gotowe odpowiedzi zamiast tak pięknych historii? Nie, to nie na moją głowę. Wolę tworzyć odpowiedzi na poczekaniu. Zawsze to jakaś frajda i trochę adrenaliny, kiedy się czasami palnie coś głupiego.